Maksim Dmitriew – rosyjski fotograf działający na początku XX wieku – był jednym z twórców fotoreportażu. Jego zdjęcia z Niżnego Nowogrodu i okolic ukazywały codzienne życie wszystkich warstw rosyjskiego społeczeństwa: bezdomnych, robotników, członków religijnych sekt, a także bogatych bankierów i mieszczan. Jego prace wystawiano na całym świecie, a krytycy pisali, że jest zakochany w rzeczywistości. Sto lat później jego dzieło postanowiła wykorzystać Marina Razbieżkina, znana z nostalgiczno-rozliczeniowej fabuły Czas żniw (2004) oraz antyputinowskiego filmu dokumentalnego Zimo, idź precz! (2012). Podobnie jak Dmitriew, będąc wierna szlachetnej prostocie, nie bawiła się w awangardowe rozwiązania. Na wielkich płachtach wydrukowała klasyczne portrety jego autorstwa i ustawiła w tych samych miejscach, gdzie wykonano je sto lat wcześniej. Do ich oglądania zaprosiła współczesnych Rosjan – parających się tymi samymi zawodami, co ich przodkowie zastygli na fotografiach. Ten prosty gest uruchamia lawinę sensów – o Rosji pisze się, że jest krajem, w którym przez wiele lat lepiej było nie wspominać o przeszłości, jakakolwiek by ona była. Lata komunizmu to niszczenie tkanki społecznej, przesiedlenia, negowanie religii i tradycji. Razbieżkina pokazuje, że ten proces był skazany na porażkę – poczucie więzi z przeszłością to jedna z podstawowych namiętności człowieka, nawet tak ciężko doświadczonego przez historię jak mieszkańcy złowrogiego Imperium. Reżyserka z czułością i uwagą portretuje przeróżne klasy i zawody: od bezdomnych przez robotników, chłopów, lekarzy, striptizerki, aż po oligarchów… Co zmieniło się przez cały wiek? Trudno nie dostrzec, że sto lat temu lekarze przypominali bohaterów Czechowa szukających sensu życia w służbie społeczeństwu. Ich mądre, uważne twarze zabawnie korespondują z dzisiejszą służbą zdrowia. Życie na wsi natomiast wygląda podobnie – te same drewniane domy. Nawet sztuka produkowania łyżek za pomocą solidnego pieńka i małej siekiery wciąż pozostaje żywa. Podobnie jest u uduchowionych starowierców – gdyby nie stroje, łatwo można by pomylić epoki. Również oligarchowie nie czują dysonansu patrząc na nowogrodzkich bankierów, pozujących fotografowi w skąpanych złotem wnętrzach. Dziś towarzyszy im podobna scenografia i poczucie, że są na szczycie społecznej drabiny… To nie jest imperialna, butna Rosja, jaką znamy z ostatnich przekazów mediowych. Bohaterowie są niczym wyjęci z książek Mariusza Wilka – trochę zagubieni, zadziwieni przeszłością, ze wschodnią pokorą znoszący ciężkie warunki życia, pełni ciepła i potrafiący spojrzeć na siebie z dystansem.